poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 4

Na początku chciałam Was wszystkich czytających przeprosić. Zawaliłam bloga. Nie mam nic na usprawiedliwienie poza brakiem weny. Kompletnym brakiem. Dzisiaj postanowiła wrócić. Nie wiem na jak długo. Nie chcę nic obiecywać, ale chciałabym trochę popracować nad blogiem. Tym bardziej, że zauważyłam deficyt opowiadań o Gunsach. Coraz więcej osób zawiesza lub kończy opowiadania. Jest mi z tego powodu przykro, ale też rozumiem. Każdy ma przecież swoje własne życie. Dzisiaj postanowiłam, że będę kontynuować swoją historię. Nie ukrywam chciałam usunąć bloga. Jednak zdecydowałam, że tego nie zrobię. To opowiadanie jest dla mnie bardzo ważne.
Dzisiejszy post może nie jest najlepszy w dodatku bardzo krótki. Proszę o wyrozumiałość. Dopiero się rozkręcam. Rok przerwy w pisaniu to jednak bardzo dużo. Siadając przed laptopem nie wiedziałam co napisać. Zastanawiałam się nad tym z dwie godziny. Teraz jest. Zapraszam do czytania moi mili. :)
Proszę, pozostawcie po sobie komentarz. :)

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------




Natalie

Po dwóch tygodniach Caro wraca do domu. W końcu. Od ostatniego incydentu z Duffem zaczęłam ich obserwować. Basista Guns 'n' Roses ( Tak, już wiem kim jest :) ) spędzał każdy wolny dzień z Caroline. Chyba całkiem dobrze się dogadywali. Może się mylę, ale coś z tego wyjdzie. Ja mówię. Świat jeszcze pozna potęgę mego umysłu, mojej intuicji. Kowalska nigdy się nie myli. Jechałam właśnie wzdłuż skrzyżowania, gdy nagle drogę zajechał mi jakiś rudy pajac. Omal rozwaliłabym sobie nowe autko o tego zardzewiałego paskudnego Forda, którego właścicielem był owy szczerzący się debil. „No nie tego za wiele!” Trzymając sprzęgło dodałam gazu. Nic z tego. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Świetnie się bawił pajac jeden.
-Spieprzaj stąd Ty ruda Wiewióro!- krzyknęłam przez otwartą szybę. Chłopak wysiadł z samochodu i udał się w kierunku najbliższego monopolowego. Jego auto nadal stało prawie na środku skrzyżowania. Za mną ustawiła się już niezła kolejka. Co jak co, ale właśnie blokowałam ruch. Szybko ominęłam przeszkodę rozwalając przy tym przednie światło czerwonego Forda. Z uśmiechem na twarzy kontynuowałam jazdę zerkając co chwila w lusterka. Rudzielec wrócił właśnie ze sklepu i jak mniemam oceniał szkody. Poczułam jeszcze większą satysfakcję z zaistniałej sytuacji. Wjechałam na parking szpitalny. Przy głównym wejściu czekała już na mnie Caro z... co za niespodzianka. Obok stał Duff. Trzymał w ręku torbę. Zatrzymałam się koło nich. Wysiadłam z samochodu i przywitałam się. McKagan władował torbę n tylne siedzenie i pomógł wsiąść Caroline do auta.
-Będę jechał za wami- oznajmił i pobiegł w kierunku swojego motocykla.


Caroline

Siedziałam w samochodzie z Natalie. Byłysmy już w połowie drogi, a ona nadal nic nie mówiła. Nie powiem ciążyła mi ta cisza, jak nigdy. Spojrzałam w boczne lusterko. Naszym śladem podążał Duff. Ostatnio bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Bywał u mnie praktycznie codziennie. Kierowało nim poczucie winy. Tak mi się wydaje. Ale tyle razy mu powtarzałam, że to nie jego wina. Od momentu, gdy dowiedziałam się, że poznałam mojego idola, mój stosunek do niego zmienił się. Teraz traktowałam go jak przyjaciela, normalnego człowieka, który zarabia na życie robiąc to, co kocha.
- I jak tam? Co tak cicho siedzisz? Coś się stało?- głos Nat przywrócił mnie na ziemię.
- Nie. Tak sobie myślę.- odpowiedziałam spoglądając jej w oczy.
- Dzwonili dzisiaj rodzice. Za miesiąc przyjeżdżają całą rodziną. Poza tym załatwiłam Ci już notatki z zajęć od Klausa. Miły chłopak.- oznajmiła. Czy tylko mi nasza rozmowa wydawała się sztywna?
- Bardzo miły. I przystojny. Hm... Będzie trzeba posprzątać przed ich przyjazdem. Kurcze...
- Wszystko już zrobione. Przed samym przyjazdem ma do nas zawitać ekipa sprzątająca. Ty pewnie jeszcze nie będziesz mogła się przemęczać, a mi się nie chce zwyczajnie, więc...- powiedziała i zaraz na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Pierwszy raz w tym dniu. Odpowiedziałam jej tym samym. Odwróciłam głowę i spostrzegłam, że właśnie wjeżdżamy na nasza posesję. Droga do domu zleciała szybko. Rozglądałam się po podwórku i w tej chwili przypomniało mi się jak za tym miejscem tęskniłam. To był mój dom. Mój własny. Teraz właśnie poczułam się zadomowiona właśnie tutaj. Miałam gdzie wracać. Moja współlokatorka i kuzynka zarazem zaparkowała zwinnie w garażu. Otworzyłam drzwi i zaraz przy moim boku pojawił się Duff. Myślałam, że poszedł do siebie. Jednak nie. Wziął ode mnie torbę i pomógł mi wysiąść. Spojrzałam tylko na Natalie. Patrzyła na nas. Uśmiechnęłam się i przewróciła oczami. Odwzajemniłam jej uśmiech i z pomocą mojego anioła podążyłam w kierunku domu. Duff odprowadził mnie pod same drzwi od pokoju.
-Może chciałbyś wejść?- zapytałam z nadzieja wymalowaną na twarzy.
-Nie chciałbym przeszkadzać. Dopiero wróciłaś ze szpitala.- szczerze mówiąc zdziwiłam się. Duff mnie zaskakiwał. Był miły, opiekuńczy, szarmancki. „Gdzie ten niebezpieczny, rozhulany, niegrzeczny, arogancki facet? Właśnie tak przeciez go wszędzie przedstawiano. Jedno wiem na pewno, albo to bujdy, albo Duff ma druga nieznaną mi dotąd osobowość.”
-Nie przeszkadzasz. Nie dyskutuj tylko wchodź. - rozkazałam. Chłopak zaraz otworzył drzwi i chciał mnie przepuścić. Uśmiechnęłam się i wywróciłam oczami podobnie jak przed chwilą Nat.
Weszła i usiadła na łóżko. Podążył moim śladem. Widziałam jak się rozgląda. Jego uwagę przykuła fototapeta.
- Jesteś nasza fanką?- zapytał po chwili. Spiekłam buraka. Czułam to. Moje policzki zrobiły się niebezpiecznie gorące. Pokiwałam głową twierdząco.
- Czyli pomysł z płytą i biletem na koncert był udany?- zapytał ponownie.
- Nawet nie wiesz jak.- oznajmiłam- Szczerze mówiąc trochę mnie zadziwiłeś. Jesteś inny. Inaczej sobie Ciebie wyobrażałam.
- Wyszedłem na plus czy przeciwnie?- zapytał z takim dziwnym błyskiem w oczach.
-Nie wiem. Chcę Cię poznac bliżej. Jako człowieka. Jest inaczej, ale to nie znaczy, że gorzej. Zastanawiam się, gdzie podział się sarkazm, ironia, olewanie wszystkiego, co wokoło się znajduje. - wybrnęłam z tej ciężkiej sytuacji.
-Wiesz. Może po prostu w Twojej obecności nie jestem w stanie skorzystać z mojego chamstwa.- oznajmił z uśmiechem. Nie powiem. Jakoś się ciepło na sercu zrobiło. Nagle nasze twarze znalazły się niebezpiecznie blisko. Coraz bliżej i bliżej...
-Cześć. Przyniosłam ciasteczka. Macie ochotę?- do pokoju wparowała Nat. A było tak dobrze. Jej wyczucie czasu mnie powala. Odskoczyliśmy z Duffem na przeciwne krańce mojego łóżka. Na środek wpakowała się moja kochana kuzynka. Spojrzałam na Duffa. Ona na mnie. Oboje się uśmiechnęliśmy.
- Dawaj te ciastka. Nie będziesz przecież wpierdzielać sama. Już Ci bęben rośnie.- powiedziałam i wskazałam na jej paradoksalnie płaski brzuch.
- Tylko bez takich. Nie widzisz tych mięśni?- zapytała- no Duff powiedz, że mam mięśnie.- zwróciła się do chłopaka. Popatrzyłam na niego, a on zaprzeczył jednym zwinnym ruchem głowy.
- Nie znacie się. Tyle wam powiem.- obruszyła się. Wstała i podążyła w kierunku moich płyt dvd.
Wyciągnęła z nich „Dirty Dancing” i włożyła płytę do odtwarzacza. Mój jęk niezadowolenia rozległ się po całym pokoju.
-Nie marudź. Cicho siedź. Nie znasz się. Nikt Cię o zdanie nie pytał.- Nat wywalała zdania z prędkością błyskawicy. Usiadła przy końcu łóżka, naprzeciwko telewizora. Duff usadowił się bez słowa na przeciwległym krańcu. A ja? Cóż dla mnie tak jakby zabrakło miejsca. Duff zwinnym ruchem pociągnął mnie ku sobie tak, że teraz leżałam głową na jego umięśnionej klatce piersiowej. Nie przejmowałam się zbytnio filmem. Słuchałam za to bicia jego serca. Chyba gdzieś w połowie usnęłam.

Duff

Film się skończył. Spojrzałem na Caroline. Spałam jak zabita. Tak samo było z Natalie. Nie wiedząc co zrobić ze sobą, ostrożnie wstałem. Nie chciałem obudzić Caro. Wyłączyłem telewizor i wyszedłem z pokoju jeszcze raz spoglądając na śpiącą Caroline. Nie powiem, zawróciła mi w głowie. Szczerze mówiąc sam siebie nie poznaję. Przy niej jestem inny. Taki jak kiedyś. Zszedłem na dół. „Nic tu pow mnie” pomyślałem. Wziąłem kartkę i nabazgrałem na niej „Zasnęłaś. Gdy się obudzisz będę u siebie. Wrócę wieczorem. Duff”. Pozostawiłem list na stole w salonie i poszedłem do siebie. Wchodząc do naszego gunsowego piekła poczułem zapach spalonej gumy (?!). Wszedłem do kuchni i moim oczom kazał się Steven. Trzymał w ręku łyżkę i coś tam mruczał pod nosem. Podszedłem bliżej i właśnie znalazłem przyczyne tego smrodu.
-Ekhem... Stary gacie Ci się palą.- oznajmiłem dobitnie koledze. Ten odwrócił się zszokowany i popatrzył na swoje zjarane lateksowe gacie. Nie pytałem, bo po co. Steven miał zawsze ciekawe pomysły. Władował się tylko z dupą do zlewu i odkręcił kurek.
Machnąłem na to ręka i poszedłem na górę.
-Gdzie idziesz Duffy? Zaraz będzie obiad. - zawołał za mna zjarany kolega.
-Chyba nie jestem głodny.- odpowiedziałem i przełknąłem głośno slinę. Wszedłem do pokoju i padłem na łóżko. Odpaliłem papierosa, polałem sobie whiskey i delektując się owymi używkami rozmyślałem. Głęboko myślałem.





środa, 30 lipca 2014

Dziękuję za nominację autorce bloga http://shelovedhimyesterday.blogspot.com/ :)

1. Podobają ci się tatuaże?
Zależy w jakich ilościach. Ogólnie to tak. Sama mam zamiar zrobić sobie jeden.

2. Ulubiony serial i film?
"The Doors" i "Remember me", "LOL" też nie był zły. A z seriali to "Gra o tron", "Czysta krew" i "Kości".

3. Pepsi czy cola?ecydować.
Obojętnie. Pepsi nie jest taka słodka według mnie, ale... W sumie nie mogę się zdecydować.

4. Co sądzisz o stereotypach?
Coraz bardziej zaczynam w nie wierzyć widząc niektórych ludzi.

5. Chcesz coś zmienić w swoim wyglądzie?
Hm... twarz.

6. Masz zwierzaka?
Mam psa i kota.

7. W której klasie jesteś teraz?
2 LO

8. Ulubiona aktorka i aktor?
DiCaprio, Radcliffe, Booth, Swayze. Jeśli mowa o aktorkach to chyba Demi Moore.

9. Od jak dawna słuchasz Guns n Roses?
Od urodzenia nieświadomie. Świadomie zaś wzięłam do rąk ich płytę w wieku 12 lat.

10. Ulubiony zespół?
Metallica, Guns 'n' Roses... Pełno ich, nie mogę się zdecydować. :D





Blogi nominowane przez moją skromną osobę ( :D ) :

http://gunsnroses-sweet-child-o-mine.blogspot.com/
http://shelovedhimyesterday.blogspot.com/
http://zwierzenia-sunset-strip.blogspot.com/
http://isjustalittlepatience.blogspot.com/

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 3

Przepraszam za tak długą nieobecność.Straciłam wenę, lecz dzieki jednej osobie i jej blogowi powróciła. Bardzo dziękuję Aleksandrze Hudson.
Szczerze mówiąc, rozdział średnio mi się podoba. Jest troche przesłodzony i wgl w mojej głowie wyglądało to o wiele lepiej. Mam nadzieję, że wrócę do rytmu sprzed 7 miesięcy :)
Już nie marudzę i wstawiam ten rozdział.Niby są 3 strony, ale dla mnie jakiś taki krótki. Miłego czytania i proszę, zostawcie po sobie mały ślad w postaci komentarza :)
__________________________________________________________________________________

Natalie

Usłyszałam nad uchem denerwujący dźwięk mojego budzika. Nie wiem, kto wynalazł to dziadostwo, ale musiał mieć niezłe poczucie humoru, albo uwielbiał denerwować porządnych obywateli. Dość marudzenia. Całe szczęście nie mam dziś zajęć na uczelni, ale i tak muszę odwiedzić Caroline w szpitalu. Naprawdę ciężko było mi się podnieść. W końcu przełamałam się i usiadłam na łóżku. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem życia, ot takie zboczenie filozoficzne. Po kilku minutach poddałam się. Nie wymyśliłam nic konkretnego. Zrezygnowana poszłam do garderoby. Wyciągnęłam z szafek bieliznę, koszulkę z Jaggerem i skórzane spodnie. Wparowałam szybko do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam zęby, nałożyłam troszeczkę pudru na facjatę i podkreśliłam rzęsy tuszem, co by ludzi nie straszyć. Nie chcę przecież wyglądać jak Tyler po detoksie. Na koniec spięłam włosy w wysokiego koka i zeszłam do kuchni.
Zrobiłam aż sześć naleśników. Dopiero teraz zauważyłam, że zrobiłam porcję dla mojej współlokatorki. Przyzwyczajenie. Zjadłam szybko śniadanie, a resztę zapakowałam do pojemnika. Nie sądzę, aby w szpitalu podawali takie pyszności. Wzięłam z domu jeszcze kilka soków marchewkowych i wyszłam. Wsiadłam do forda i odjechałam.

Duff

Obudziły mnie jakieś krzyki. Zerwałem się z łóżka, aby zobaczyć, co się dzieje. Zbiegłem na dół, nie zważając na to, że okryty jestem tylko ręcznikiem. Na dole siedział Axl, a obok niego Izzy i Slash z dwoma dziwkami.
-No, śpiąca królewna wstała- zwrócił się do mnie Rose, gdy stanąłem obok sofy, na której siedzieli.
-Kurwa, Duff! Nawet ja mam większego!- krzyknął Stradlin, po tym jak jakimś dziwnym trafem mój ręcznik wylądował na podłodze.
-Spierdalaj Stradlin razem ze swoim niedorobionym, mikroskopijnym chujem!- w tym momencie naprawdę nie miałem ochoty na żarty. Już miałem odchodzić, gdy poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę.
Druga dłoń zjeżdżała już do mojego krocza. Odwróciłem się i zobaczyłem jedną z tych szmat.
-Spierdalaj- wyrwałem rękę  z jej uścisku i pobiegłem na górę.
Wziąłem prysznic.Ciepła woda sprawiała, że lepiej mi się myślało. Po pierwsze miałem ogromne wyrzuty sumienia, co do mnie było raczej niepodobne. Ja, Duff McKagan, dziwkarz, alkoholik, były narkoman, pierdolona gwiazda rock’a, przejmuję się jakąś laską, która nie patrzy jak chodzi?! Ale cos musiało się stać. Nie lądowałaby w szpitalu bez powodu. Pójdę ją odwiedzić. Zobaczę co i jak. Z tą myślą wyszedłem spod prysznica i szybko naciągnąłem na siebie koszulkę Misfits, białą marynarkę i czarne jeansowe rurki. Szybko wysuszyłem swoje zajebiste blond włosy. Jeszcze tylko trochę wody toaletowej i byłem gotowy. Rzuciłem się pędem ze schodów, gdy na drodze stanął mi Stradlin:
-Gdzie idziesz? Mamy próbę- powiedział.
- Do szpitala, do koleżanki. Wiem, nie będzie mnie dzisiaj. Przekaż Wiewiórze.- odpowiedziałem. Pospiesznie założyłem swoje kowbojki i wyszedłem. Wsiadłem na swojego Harleya i ruszyłem do Caroline. Po drodze kupiłem bukiet czerwonych róż ( mam nadzieję   że je lubi) i paczkę Marlboro dla siebie. Zaparkowałem pod budynkiem ogromnego szpitala i odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się dymem. Wstydziłem się wejść, ale przecież musze przeprosić. Wyciągnąłem jeszcze z bocznej kieszeni mojego wehikułu AFD z autografami. Może jej się spodoba. Zgasiłem papierosa, po czym udałem się do szpitala.
Caroline
Siedziałam z Nat i czytałam gazetę. Był właśnie ciekawy artykuł o Gunsach. Podobno ich nowa płyta została sprzedana prawie w milionie egzemplarzy. Należy im się, są naprawdę świetni.
-Mam dla Ciebie jeszcze dwa soki i naleśniki- odezwała się nagle Natalie. Wstała i wyciągnęła z torby jedzenie. Wręczyła mi widelec, po czym dodała:
- Ma to być zjedzone!
-Tak jest, Generale.- odrzekłam po czym zasalutowałam.
Otworzyłam pojemnik i moim oczom ukazały się naleśniki. Uwielbiam. Przytuliłam kuzynkę i wygłosiłam przemowę dziękczynną. Wszystko tak jak lubię. Są z dżemem truskawkowym, z brzoskwiniowym, z serem, z nutellą i musem waniliowym. Postarała się. Chwyciłam widelec do rąk i zaczęłam pałaszować. Zachwycałam się każdym kolejnym kęsem. No wiecie, jedzenie w szpitalu nie jest jakimś arcydziełem w sztuce kulinarnej. Kończyłam właśnie jedzenie, gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojej sali. Usłyszałam ciche „cześć”. Zwróciłam swój wzrok w stronę drzwi i zobaczyłam mojego sąsiada.
-Cześć! Wejdź i siadaj- zaprosiłam blondyna bliżej łóżka. Posłusznie usiadł na krześle obok mnie.
- Przepraszam. Natalie to jest Duff, nasz sąsiad. Duff, to Natalie- przedstawiłam ich sobie jak nakazywała kultura. Podali sobie dłonie. Boże, jak to sztywno wyszło.
- To ja was zostawię. Idę do bufetu. Przynieść wam coś?- zapytała Nat. Słysząc nasze przeczące odpowiedzi, wyszła.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, patrząc sobie w oczy. Po chwili odezwał się Duff:
- Przyszedłem tu, by Cię przeprosić. Mam nadzieję, że się nie gniewasz za tę kość ogonową. Mógłbym patrzeć jak chodzę. Przeze mnie leżysz tu teraz.- powiedział nadal wpatrując się w moje oczy. Nagle wręczył mi bukiet bordowych róż i małą torebeczkę. Zajrzałam do niej i wyciągnęłam płytę „Appetite For Destruction” z autografami. Jeju, najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Musiał się wykosztować. Przytuliłam chłopaka i powiedziałam do ucha ciche „dziękuję”. W międzyczasie poczułam, jak moje serce daje o sobie znać, jednak zignorowałam to. Duff wziął ode mnie bukiet, podszedł po szklankę, leżącą na zlewie w rogu pokoju, napełnił go wodą i postawił na stoliku obok mojego łóżka.
-Aa... Chciałam Ci powiedzieć, że to nie Twoja wina. Ja miałam operację na wyrostek. Złamałam nogę i połamałam kilka żeber, spadając ze schodów. Ale dziękuję za prezent- powiedziałam. Obserwowałam go jeszcze jakiś czas. Myślałam, że zaraz zabierze te prezenty i wyjdzie. Jednak tam się nie stało. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Chyba mu ulżyło, bo do tej pory był bardzo zdenerwowany. Wiedząc, że płyta pozostanie ze mną, położyłam ją na stoliku. Coś przykuło moją uwagę. Mianowicie zdjęcie na okładce, wcześniej czytanej gazety. Widniał na niej basista Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata- Guns n’ Roses. Uśmiechnęłam się i z powrotem spojrzałam na mojego gościa. Nagle wyraz mojej twarzy się zmienił. Przerażona wzięłam do ręki  gazetę i spojrzałam na okładkę, potem jeszcze raz na Duff’a.
- Duff McKagan...- mruknęłam pod nosem zupełnie niedowierzając. Mój gość chyba coś wyczuł.
-Hej, coś się stało? Mam zawołać lekarza?- przerażony już podnosił się z krzesła.
- Nie!- krzyknęłam, czym go zatrzymałam. Powrócił na krzesło.
- To co się dzieje?- dalej dopytywał.
- Jak masz na nazwisko?- tym pytaniem chyba zbiłam go z tropu.
-McKagan. Jestem Michael Rose McKagan, ale mów mi Duff. Micheal jest pedalskie.- oznajmił, lekko unosząc kąciki ust.
Wszystko jasne. Tylko dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej. Przecież do cholery to jest mój  Duff. Ten, za którym szaleję od kilku lat. Ale co on robi u mnie w szpitalu? Ach, przyszedł przeprosić. Jezu, basista, mający już taką, a nie inną reputację wśród społeczeństwa przyszedł mnie przeprosić. Aaa... Duff McKagan jest u mnie. Gińcie dziwki! I cała reszta tych groupies! Oprzytomniałam i spojrzałam na Duff’a. Teraz już wiedziałam kim jest, ale postanowiłam nie ujawniać mu się. Jeszcze go spłoszę.
-Hm... Ja jestem Karolina Maj- wypowiedziałam swoje imię w moim ojczystym języku. Mina na twarzy chłopaka wyrażała jesdno- „WTF?!”.
-Skąd jesteś? Chyba nie z Ameryki.- zapytał.
-Nie. Przyjechałam tutaj z Polski na studia. Tutaj wyprzedzę Twoje pytanie. Studiuję medycynę razem z Natalie, właściwie Natalią- odparłam.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas. Dowiedziałam się, skąd jest i jakie ma upodobania. Na pytanie czym się zajmuje, odparł, że jest basistą  w zespole Guns N’ Roses. Od razu się uśmiechnęłam.
-Z czego się tak cieszysz?- zapytał nieco zdziwionym moim zachowaniem.
-Wiem. Już teraz wiem kim jesteś. Lubię słuchać waszych piosenek- odparłam z bananem na ryju.
-W taki razie, zapraszam na koncert- powiedział i wręczył mi dwa bilety i dwie przepustki za kulisy. W tym momencie już nawet nie interesował mnie ból. Wstałam i rzuciłam się na blondasa. Poskutkowało to upadkiem na podłogę. Wszystko mnie bolało, ale nie to było wtedy ważne. Nagle do sali weszła Natalie zastając nas w dwuznacznej sytuacji...

niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział 2


Caroline

Znowu zaczyna się rok akademicki. Na szczęście to już ostatni. Minął już tydzień od naszego przyjazdu. Nic ciekawego się nie działo. Codziennie jeździłyśmy na Sunset, za namową Natalie. Ja już powoli mam dość barmanów składających jednoznaczne propozycje, dziwek, sesku w toaletach, striptizerek... No ileż można?
W nocy w ogóle nie spałam. Jakiś sąsiad zrobił niezłą imprezę. Teraz są tego skutki. Wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam zęby, zrobiłam lekki makijaż i w samym ręczniku wróciłam do pokoju. Hm... Jjak zwykle problem z wyborem ciuchów. Postawiłam na czarną rozkloszowaną sukienkę i koturny. Tak, to będzie dobre. Ubrałam się szybko i zeszłam na dół. W kuchni już siedziała Nat.
- Ty już na nogach?- zapytałam zdziwiona. Przecież ją zawsze trzeba siłą z łóżka wyciągać.
-Tak, jakiś idiota imprezę zrobił. Nie słyszałaś? A poza tym dzisiaj rozpoczęcie roku.- odpowiedziała.
-Taa... Jasne.- no co jak co, ale to nadal było dziwne- Chcesz jajecznicę? Sobie już robię.-zapytałam.
Przytaknęła. Wyjęłam z lodówki jajka oraz bekon i zabrałam się za smażenie.
Postawiła gotowe śniadanie na stole.
-To co dzisiaj robimy?- tylko nie na imprezę, proszę... naprawdę, na jakiś czas trzeba sobie odpuścić.
-Może wybierzemy się na koncert Gunów?
-Ale, że dzisiaj?- no kurcze skąd my niby weźmiemy bilety?
- Nie, za tydzień, 8 października. -oznajmiła.
-No jasne. Zobaczyć ich na żywo. Moje marzenie!! Po tej gali idziemy kupić bilety!- krzyknęłam i zaczęłam skakać po całej kuchni. Kurcze zobaczyć ich razem, ahh...
-Ok. Uspokoisz się czy potrzebna będzie pomoc psychiatry?- zapytała uśmiechając się do mnie.
- Mam jednego w domu. Wystarczy. Idziemy?
- Aham..- Nat wzięła klucze i wyszłyśmy.
Postanowiłyśmy iść. W końcu miałyśmy dużo czasu, a na uczelnię nie jest aż tak daleko.
Po całej uroczystości czekałam na moją kuzynkę. Po chwili jednak dostałam sms-a. Od Natalie: „Jestem w domu. Wracaj i jedziemy po bilety. Wybacz, że nie zaczekałam, ale skończyliśmy dużo wcześniej”.
Założyłam słuchawki i wsłuchałam się w piosenkę Aerosmith „Crying”.
Dochodziłam już do domu, gdy nagle ktoś na mnie wleciał. Runęłam na ziemię jak długa.
- Fuck. Nic Ci nie jest?- zapytał nieznajomy i pomógł mi wstać.
-Nie, coś Ty. Najwyżej złamałam kość ogonową.- odpowiedziałam z sarkazmem.
I wtedy spojrzałam do góry. Jeju, jaki wysoki. Przyjrzałam się twarzy, skądś go znałam. Nie mogłam sobie przypomnieć.
- To może odprowadzić Cię gdzieś?- zaproponował.
-Dam sobie radę.- odpowiedziałam, już miałam odchodzić...
-A jak Ci na imię?- zapytał.
No kurde nigdy nie dojdę do domu.
-Caroline...- no w końcu udało mi się podejść do białej, drewnianej furtki, gdy usłyszałam:
-Mieszkasz tu?- to znowu ten chłopak.
- Tak. Mieszkam tu od tygodnia razem z kuzynką.
- W taki razie zapraszam na imprezę powitalną, dzisiaj wieczorem, sąsiadką. Pasuje?- zapytał. Hm.. w zasadzie czemu nie. Nikogo tu jeszcze nie znamy.
- Ok. Będziemy. To do wieczora.- pożegnałam się i odeszłam.



Natalie

Gdzie ona jest? Tak długo wracać?
- No w końcu. Co tak długo?- zapytałam, gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
-Ee, no miałam mały wypadek. Aha i mamy zaproszenie na imprezę do sąsiada.- oznajmiła.
- Fajnie, czyli wieczorem nie będziemy się nudzić. Ej, jaki wypadek?- trochę się zmartwiłam.
No kurcze, Caro akurat ma szczęście do łamania kości. Boże jak ona nic sobie nie zrobi w tym miesiącu to będzie cud.
-A właśnie ten sąsiad na mnie wpadł. Wiesz, wydaje mi się, że skądś go znam- usłyszałam po chwili.
-Tak, na pewno. Ciekawe skąd?- zapytałam, jednak nie uzyskałam odpowiedzi.
Zjadłyśmy obiad i poszłyśmy oglądać telewizję. Film był tak ciekawy, że zasnęłam już na początku. Nagle usłyszałam huk, gdzieś w okolicy schodów. Zerwałam się i pobiegłam. Na schodach leżała moja współlokatorka.
- Nic Ci nie jest?- głupie pytanie.
- Ała, moja noga. I brzuch...- przynajmniej miałam pewność, że żyje.
-Dobra, to chodź. Jedziemy do szpitala. Pomogę Ci.- powiedziałam i wzięłam ja pod rękę. Zwinęłam jeszcze kluczyki od domu i obie udałyśmy się do samochodu. Pomogłam jej wsiąść i z piskiem opon ruszyłam do szpitala.
Zrobili jej rutynowe badania. Miała złamane żebra i skręconą kostkę. W dodatku zaczęło ja boleć w dolnej części podbrzusza. Był to wyrostek. Trzeba było go usunąć.
Siedziałam właśnie pod salą operacyjną, gdy zadzwonił telefon. Tato.
-No hej, tatku.
- Cześć, córcia. Co słychać? Długo się nie odzywacie.
-A wiesz, Los Angeles. Jeszcze teraz w szpitalu jesteśmy. Nie miałam czasu.
- Coś się stało?- zapytał zaniepokojony.
- Caroline skręciła kostkę i złamała kilka żeber na schodach. Przy okazji usuwają jej właśnie wyrostek. Powiadom ciocię i wujka.
-No oczywiście. Zaraz zadzwonię. To trzymajcie się. Pozdrów Małą (Caroline) jak się obudzi.- powiedział i rozłączył się.
Po chwili otworzyły się drzwi od sali operacyjnej i wywieźli ją do sali obok.
Zaczepiłam jednego z lekarzy.
-Panie doktorze, czy mogę do niej wejść?- zapytałam
- Może Pani, tylko nie za długo.- oświadczył.
-A kiedy się obudzi?
-Za około 2 godziny. Jak tylko tak się stanie, proszę powiadomić pielęgniarkę.- powiedział i udał się do kolejnej sali.
Weszłam do pooperacyjnej. Leżała na łóżku i słodko spała. Jak małe dziecko.
Siedziałam tak z trzy godziny, gdy nagle Mała się obudziła.
- I nici z imprezy.- no ledwo co oczy otworzyła...
- Daj spokój. Pójdziemy innym razem. Czekaj, pobiegnę po lekarza.- oświadczyłam i udałam się do lekarskiego. Wstał i ruszył za mną. Siedziałam obok łóżka i przyglądałam się jego poczynaniom. W końcu wyszedł.
-Idź do domu. Prześpij się czy coś. Wyglądasz okropnie. Zresztą ja też idę spać.- odezwała się po chwili.
-No ok, ale jutro rano robię Ci pobudkę.- wstałam i wyszłam.
Na parkingu miałam mały problem z odszukaniem samochodu. W końcu znalazłam. Ruszyłam do domu. Weszłam i walnęłam się na kanapę, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- Nic nie kupię- krzyknęłam z nadzieją, że sobie pójdzie, ale ten ktoś nadal pukał. W końcu wstałam i otworzyłam. Stał przede mną wysoki blondyn. Znajoma twarz.
-Hej, jest Caroline? Zaprosiłem was na imprezę, ale coś nie mogę się doczekać.- oznajmił.
-Nie ma jej. Jest w szpitalu. Przyjdziemy innym razem.
- To ta kość ogonowa? A gdzie leży?-zapytał.
Ej, ale jaka kość ogonowa? Dobra, whatever jak to mówi Stradlin.
-W Cedars-Sinai Medical Center. - odpowiedziałam.
-Ok, dzięki. Na razie.- pożegnał się i poszedł.
Wróciłam do salonu i usnęłam.
Nazajutrz...
___________________________________________________________________________________
Wybaczcie za błędy. Nie chciało mi się tego sprawdzać, bo pisałam rozdział o północy. Strasznie nudny, ale cóż... Nie mam weny dzisiaj. :*


czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 1


Natalie

Poczułam ciężar na swoim ramieniu i szybko się obudziłam. No tak, była to głowa Caroline. Spała. Aż żal byłoby ją budzić, ale cóż włąsnie poinformowano mnie, że za chwilę lądujemy.


-Caroline, Caro... Wstawaj, lądujemy.-powiedziałam jej do ucha.

- Co? Co? Aa, no tak. Już wstaję- odpowiedziała jeszcze zaspanym głosem i przeciągnęła się.

No w końcu lądowaliśmy. Kurcze, ale turbulencje. Kocham to. Razem z Caro krzyczałyśmy jak wariatki. Naprawdę większość uznała pewnie, że przydałaby nam się pomoc psychiatry. O cóż za zbieg okoliczności, ta tutaj pani (czyli ja) właśnie kończy psychiatrię, druga za to patologię.

- Witaj Los Angeles, ziemio obiecana!- krzyczałam i pocałowałam asfalt. No cóż, tak też można.
Usłyszałam za sobą śmiech mojej kuzynki i dziwne komentarze pasażerów wychodzących z samolotu. Szczerze miałam ich w dupie. Teraz liczyło się tylko to miasto, ten moment i my, nic więcej.
Wstałam i bez słowa udałyśmy się po bagaże. Wychodząc penetrowałam jeszcze ściany i sufit lotniska. Taak, był bardzo interesujący.


                                                                    Caroline

- Nat, wiesz może gdzie my mamy jechać? Gdzie mieszkamy?- zapytałam z nadzieją, że zapytała rodziców o adres naszego lokum.

-Jasne, że tak. Czekaj, gdzieś miała kartkę... Jest!- odparła i wyciągnęła z kieszeni swoich szortów karteczkę z adresem.

- Czekaj złapię tę taksówkę.- powiedziałam i wskazałam na pojazd stojący na parkingu.
Szybko pobiegłyśmy, władowałyśmy bagaże i wsiadłyśmy do samochodu. Wskazałyśmy cel podróży.

-Jesteście tu nowe?- zapytał nagle kierowca.

- Tak, właśnie przyjechałyśmy. Mamy zamiar dokończyć tu studia i spełniać swoje marzenia- odparłam z taką ekscytacją w głosie, że mężczyzna uśmiechnął się do mnie.

- A co studiujecie?- wgłębiał się w temat.

- Medycynę, ja psychiatrię a kuzynka patologię- tym razem wtrąciła Natalie.

-No to powodzenia życzę. Oo, już jesteśmy- powiedział.

Wysiadłyśmy z samochodu,a naszym oczom ukazał się nieduży domek z pięknym ogrodem i drewnianą werandą. Była to jedna z bogatszych dzielnic Los Angeles. Stało tu wiele cudownych domów, ale nasz był według mnie najlepszy. Miał swój urok. Wracając do żywych. Zapłaciłyśmy jeszcze taksówkarzowi i zabrałyśmy bagaże. Stanęłyśmy na werandzie i sięgnęłam po klucz znajdujący się w mojej torbie z logiem Guns N' Roses... No kocham ich. Zresztą nie tylko ja, Natalie ma podobne zdanie. Przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi. Weszłyśmy do domu niepewnym krokiem. Minęłyśmy niewielki korytarz i znajdowałyśmy się właśnie w salonie.

-Ale bomba...- powiedziała Nat.

-Patrz jakie meble, podłogi... Oo, a tam kuchnia. Jej, rodzice się wykosztowali. - dodałam.

Byłam szczęśliwa. Właśnie dostałam najpiękniejszy dom i to w LA. I mieszkam w nim razem z moją kuzynką i przyjaciółką. Spełnienie marzeń.
Wracając do domu. Salon był ogromny. Na środku stał ciemny, skórzany komplet wypoczynkowy. Na lewej ścianie wisiał 50- calowy telewizor. Po prawej stronie stał regał z książkami a na wprost znajdowało się wyjście na taras. Zaraz na lewo była kuchnia wyposażona w nowe drewniane meble, zmywarkę, kuchenkę, piekarnik, toster i inne sprzęty oraz duży stół z 10 krzesłami. Co najlepsze to nie był sen.

-O fuck. Nigdy stąd nie wyjdę. Patrz ile książek i płyt. O.Aerosmith, Sex Pistols, The Doors,

Guns n' Roses, Misfits, The Ramones, Rolling Stones- wyciągała po kolei wszystko z półek stojących pod telewizorem- i filmy-dodała.
Rzeczywiście, rodzice się postarali.

-To co lecimy na górę?-Zapytałam jeszcze nie do końca świadoma tego wszystkiego.

-Jasne!- usłyszałam za sobą.

Szybką wbiegłyśmy po schodach. Na piętrze znajdowało się 8 drzwi. Otworzyłyśmy jedne z nich. Był to czerwono-czarny pokój z fototapetą przedstawiającą zespół Guns' N Roses. Na wprost znajdowało się wyjście na balkon. Na śrosku stało wielkie łóżko. Po lewej stronie znajdowało się birko, regały i 2 drzwi. Pod ścianą z fototapetą, koło łóżka stały dwie gitary: elektryczna Gibsona i basowa Fendera. Raj na ziemi.

- Biorę ten pokój. - powiedziałam szybko, jakby bojąc się, że zostanie przejęty przez Nat.

-Ok nie ma sprawy. Wchodź jeszcz tam. Przecież tam są drzwi.- powiedziała.

Otworzyłam najpierw te po lewej stronie. Była to łazienka z ogromna wanną z hydromasażem i dwiema umywalkami, prysznicem oraz no kiblem, jeśli już mamy nazywać rzeczy po imieniu.
Drugie drzwi natomiast prowadziły do garderoby, w której znajdowały się sukienki, szpilki, troby, biżuteria, spodenki, jeansy, trampki, martensy, koszulki z logiem moich ulubionych zespołów, ramoneski i wiele innych. Raj na ziemi.

-Chodż zobaczyć Twój pokój!- krzyknęłam uradowana i pociągnęłam za sobą Nat.

Weszłyśmy do drugiego pokoju, układ mebli był taki sam, tyle, że miała fototapetę z wizerunkiem Slasha i kolor jej ścian był granatowy. Miała również łazienkę i garderobę. Pozostałe pozostałe cztery pokoje były identyczne. Różniły się jedynie kolorem ścian i fototapetami. Pozostałe dwie pary drzwi to pralnia i toaleta, kolejna.

-Trzeba podziękować rodzicom, Postarali się- zwróciłam się do Natalki.

-To chodź, dzwonimy. W Polsce jest południe. Nie śpią- odparła

Szybko zbiegłyśmy na dół do telefonu. Wykręciłam numer i dała na głośnomówiący.

-Tak? Słucham?- usłyszałam znajomy głos.

-Cześć, mamo. Jest u Ciebie ciocia i wujek?

-Tak. -odparła

-Daj na głośno mówiący- zaproponowałam i tak zrobiła.

Po chwili obie usłyszałyśmy chóralne „CZEŚĆ”.
- Cześć mamo! Cześć tato! Cześć Ciocia! Cześć wujek!-krzyknęłyśmy naraz do słuchawki.

-Jak podróż?-od razu wtrąciła ciocia Ewa (mama Natalie)

-A dobrze. Zniosłyśmy jakoś. Ale bardzo chciałyśmy wam podziękować za taką niespodziankę. Dom jest extra.- powiedziałam w naszym imieniu.

-Dom jest naprawdę cudowny.- wtrąciła Natalia.

-Ale nie widziałyście jeszcze wszystkiego. W garażu za domem jest kolejna niespodzianka, w zasadzie to dwie. Idźcie i zobaczcie. Jutro zdacie nam relacje, bo zaraz po tym macie odmaszerować się wyspać i bez dyskusji- oznajmił mój tato stanowczym, ale też podekscytowanym tonem po tym, jak usłyszał nasze ziewanie.

-Masz rację. To ta zmiana czasu. Idziemy spać, ale najpierw zobaczymy to co trzymacie w garażu. Cześć. Kochamy Was.- pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę.

- To co Mała? Lecimy do garażu.- krzyknęła rozradowana Nat i pobiegła w stronę wyjścia łapiąc w ręce pilot od drzwi garażowych.
Gdy stałyśmy na dworze, zobaczyłyśmy duży garaż z dwoma osobnymi wjazdami. Otworzyłyśmy oba, a naszym oczom ukazały się dwa nowe Fordy Mustangi.

-Najlepszy dzień w moim życiu!- krzyknęłam i podbigłam do środka, otworzyłam drzwi i wsiadłam do sojego autka. Moja współlokatorka zrobiła to samo, tyle, że ze swoi autem. Nasze samochody były identyczne, różniły się jedynie kolorami. Mój był czarny a Natlie niebieski.

-Wracamy? Padam z nóg. Za dużo wrażeń- zaproponowała właścicielka niebieskiego Mustanga.

-Jasne, też nie mam już siły.

Wróciłyśmy do domy i żegnając się, udałyśmy się do swoich pokoi w celu szybkiego zaśnięcia.

***********************************************************************************
Nic się jeszcze takiego nie dzieje, ale obiecuję, że szybko wkroczą Gunsi. Na razie to tylko przedstawienie wszystkiego. W kolejnym rozdziale powinno się coś wydarzy

Prolog


Caroline

-Tak tatuś, obiecuję, że będziemy dzwonić codziennie. Cześć- krzyknęłam na odchodne i razem z Natalie udałyśmy się na odprawę.

Po kilkunastu minutach siedziałyśmy już w samolocie. Jeszcze stewardessa wygłosiła swój monolog na temat bezpieczeństwa na pokładzie i zapinania pasów. W końcu wystartowaliśmy.

-Caroline, wyobrażasz to sobie? Lecimy do Los Angeles. Nie mogę w to uwierzyć. Miasto pełne klubów, sklepów muzycznych, pełne muzyki i zajebistych zespołów!- wymieniała z uśmiechem na twarzy.

- Taa, ale wiesz chyba, że jedziemy tam się uczyć, studiować a w przyszłości znaleźć pracę?- w tym momencie zgasiłam jej zapał i radość. Cóż zrobiłam to umyślnie. Jej mina była bezcenna. Mieszanina grymasu i bólu. Tak, Nat to wieczna imprezowiczka. Wszędzie jej pełno, ale właśnie za to ją kocham. Po chwili rozmyślania usłyszałam jeszcze:

-Ty to potrafisz zepsuć zabawę- powiedziała to z takim smutkiem w głosie, że po prostu roześmiałam się na cały samolot. Oczywiście obudziłam kilka osób, ale miałam to w dupie. W końcu leciałam do Miasta Aniołów. Właśnie dziś spełnia się moje marzenie i nikt nie zepsuje mi humoru.

-Nie obrażaj się. Przecież żartowałam.- oznajmiłam, ale moja towarzyszka nie usłyszała. Zasnęła ze słuchawkami w uszach. Po chwili zrobiłam to samo. Byłam zmęczona, a czekał mnie długi dzień.


                                                                         ***

Dziś pojawi się jeszcze rozdział. Zapraszam do czytania.
Aha, jak wiecie jest rok szkolny, więc posty będą dodawane co tydzień lub co dwa. W czasie, gdy będę miała więcej wolnego (ferie, święta, wakacje) będę dodawała je częściej. :)