sobota, 6 lipca 2013

Rozdział 3

Przepraszam za tak długą nieobecność.Straciłam wenę, lecz dzieki jednej osobie i jej blogowi powróciła. Bardzo dziękuję Aleksandrze Hudson.
Szczerze mówiąc, rozdział średnio mi się podoba. Jest troche przesłodzony i wgl w mojej głowie wyglądało to o wiele lepiej. Mam nadzieję, że wrócę do rytmu sprzed 7 miesięcy :)
Już nie marudzę i wstawiam ten rozdział.Niby są 3 strony, ale dla mnie jakiś taki krótki. Miłego czytania i proszę, zostawcie po sobie mały ślad w postaci komentarza :)
__________________________________________________________________________________

Natalie

Usłyszałam nad uchem denerwujący dźwięk mojego budzika. Nie wiem, kto wynalazł to dziadostwo, ale musiał mieć niezłe poczucie humoru, albo uwielbiał denerwować porządnych obywateli. Dość marudzenia. Całe szczęście nie mam dziś zajęć na uczelni, ale i tak muszę odwiedzić Caroline w szpitalu. Naprawdę ciężko było mi się podnieść. W końcu przełamałam się i usiadłam na łóżku. Zaczęłam zastanawiać się nad sensem życia, ot takie zboczenie filozoficzne. Po kilku minutach poddałam się. Nie wymyśliłam nic konkretnego. Zrezygnowana poszłam do garderoby. Wyciągnęłam z szafek bieliznę, koszulkę z Jaggerem i skórzane spodnie. Wparowałam szybko do łazienki, wzięłam prysznic, umyłam zęby, nałożyłam troszeczkę pudru na facjatę i podkreśliłam rzęsy tuszem, co by ludzi nie straszyć. Nie chcę przecież wyglądać jak Tyler po detoksie. Na koniec spięłam włosy w wysokiego koka i zeszłam do kuchni.
Zrobiłam aż sześć naleśników. Dopiero teraz zauważyłam, że zrobiłam porcję dla mojej współlokatorki. Przyzwyczajenie. Zjadłam szybko śniadanie, a resztę zapakowałam do pojemnika. Nie sądzę, aby w szpitalu podawali takie pyszności. Wzięłam z domu jeszcze kilka soków marchewkowych i wyszłam. Wsiadłam do forda i odjechałam.

Duff

Obudziły mnie jakieś krzyki. Zerwałem się z łóżka, aby zobaczyć, co się dzieje. Zbiegłem na dół, nie zważając na to, że okryty jestem tylko ręcznikiem. Na dole siedział Axl, a obok niego Izzy i Slash z dwoma dziwkami.
-No, śpiąca królewna wstała- zwrócił się do mnie Rose, gdy stanąłem obok sofy, na której siedzieli.
-Kurwa, Duff! Nawet ja mam większego!- krzyknął Stradlin, po tym jak jakimś dziwnym trafem mój ręcznik wylądował na podłodze.
-Spierdalaj Stradlin razem ze swoim niedorobionym, mikroskopijnym chujem!- w tym momencie naprawdę nie miałem ochoty na żarty. Już miałem odchodzić, gdy poczułem jak ktoś chwyta mnie za rękę.
Druga dłoń zjeżdżała już do mojego krocza. Odwróciłem się i zobaczyłem jedną z tych szmat.
-Spierdalaj- wyrwałem rękę  z jej uścisku i pobiegłem na górę.
Wziąłem prysznic.Ciepła woda sprawiała, że lepiej mi się myślało. Po pierwsze miałem ogromne wyrzuty sumienia, co do mnie było raczej niepodobne. Ja, Duff McKagan, dziwkarz, alkoholik, były narkoman, pierdolona gwiazda rock’a, przejmuję się jakąś laską, która nie patrzy jak chodzi?! Ale cos musiało się stać. Nie lądowałaby w szpitalu bez powodu. Pójdę ją odwiedzić. Zobaczę co i jak. Z tą myślą wyszedłem spod prysznica i szybko naciągnąłem na siebie koszulkę Misfits, białą marynarkę i czarne jeansowe rurki. Szybko wysuszyłem swoje zajebiste blond włosy. Jeszcze tylko trochę wody toaletowej i byłem gotowy. Rzuciłem się pędem ze schodów, gdy na drodze stanął mi Stradlin:
-Gdzie idziesz? Mamy próbę- powiedział.
- Do szpitala, do koleżanki. Wiem, nie będzie mnie dzisiaj. Przekaż Wiewiórze.- odpowiedziałem. Pospiesznie założyłem swoje kowbojki i wyszedłem. Wsiadłem na swojego Harleya i ruszyłem do Caroline. Po drodze kupiłem bukiet czerwonych róż ( mam nadzieję   że je lubi) i paczkę Marlboro dla siebie. Zaparkowałem pod budynkiem ogromnego szpitala i odpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się dymem. Wstydziłem się wejść, ale przecież musze przeprosić. Wyciągnąłem jeszcze z bocznej kieszeni mojego wehikułu AFD z autografami. Może jej się spodoba. Zgasiłem papierosa, po czym udałem się do szpitala.
Caroline
Siedziałam z Nat i czytałam gazetę. Był właśnie ciekawy artykuł o Gunsach. Podobno ich nowa płyta została sprzedana prawie w milionie egzemplarzy. Należy im się, są naprawdę świetni.
-Mam dla Ciebie jeszcze dwa soki i naleśniki- odezwała się nagle Natalie. Wstała i wyciągnęła z torby jedzenie. Wręczyła mi widelec, po czym dodała:
- Ma to być zjedzone!
-Tak jest, Generale.- odrzekłam po czym zasalutowałam.
Otworzyłam pojemnik i moim oczom ukazały się naleśniki. Uwielbiam. Przytuliłam kuzynkę i wygłosiłam przemowę dziękczynną. Wszystko tak jak lubię. Są z dżemem truskawkowym, z brzoskwiniowym, z serem, z nutellą i musem waniliowym. Postarała się. Chwyciłam widelec do rąk i zaczęłam pałaszować. Zachwycałam się każdym kolejnym kęsem. No wiecie, jedzenie w szpitalu nie jest jakimś arcydziełem w sztuce kulinarnej. Kończyłam właśnie jedzenie, gdy usłyszałam jak ktoś wchodzi do mojej sali. Usłyszałam ciche „cześć”. Zwróciłam swój wzrok w stronę drzwi i zobaczyłam mojego sąsiada.
-Cześć! Wejdź i siadaj- zaprosiłam blondyna bliżej łóżka. Posłusznie usiadł na krześle obok mnie.
- Przepraszam. Natalie to jest Duff, nasz sąsiad. Duff, to Natalie- przedstawiłam ich sobie jak nakazywała kultura. Podali sobie dłonie. Boże, jak to sztywno wyszło.
- To ja was zostawię. Idę do bufetu. Przynieść wam coś?- zapytała Nat. Słysząc nasze przeczące odpowiedzi, wyszła.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, patrząc sobie w oczy. Po chwili odezwał się Duff:
- Przyszedłem tu, by Cię przeprosić. Mam nadzieję, że się nie gniewasz za tę kość ogonową. Mógłbym patrzeć jak chodzę. Przeze mnie leżysz tu teraz.- powiedział nadal wpatrując się w moje oczy. Nagle wręczył mi bukiet bordowych róż i małą torebeczkę. Zajrzałam do niej i wyciągnęłam płytę „Appetite For Destruction” z autografami. Jeju, najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. Musiał się wykosztować. Przytuliłam chłopaka i powiedziałam do ucha ciche „dziękuję”. W międzyczasie poczułam, jak moje serce daje o sobie znać, jednak zignorowałam to. Duff wziął ode mnie bukiet, podszedł po szklankę, leżącą na zlewie w rogu pokoju, napełnił go wodą i postawił na stoliku obok mojego łóżka.
-Aa... Chciałam Ci powiedzieć, że to nie Twoja wina. Ja miałam operację na wyrostek. Złamałam nogę i połamałam kilka żeber, spadając ze schodów. Ale dziękuję za prezent- powiedziałam. Obserwowałam go jeszcze jakiś czas. Myślałam, że zaraz zabierze te prezenty i wyjdzie. Jednak tam się nie stało. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Chyba mu ulżyło, bo do tej pory był bardzo zdenerwowany. Wiedząc, że płyta pozostanie ze mną, położyłam ją na stoliku. Coś przykuło moją uwagę. Mianowicie zdjęcie na okładce, wcześniej czytanej gazety. Widniał na niej basista Najniebezpieczniejszego Zespołu Świata- Guns n’ Roses. Uśmiechnęłam się i z powrotem spojrzałam na mojego gościa. Nagle wyraz mojej twarzy się zmienił. Przerażona wzięłam do ręki  gazetę i spojrzałam na okładkę, potem jeszcze raz na Duff’a.
- Duff McKagan...- mruknęłam pod nosem zupełnie niedowierzając. Mój gość chyba coś wyczuł.
-Hej, coś się stało? Mam zawołać lekarza?- przerażony już podnosił się z krzesła.
- Nie!- krzyknęłam, czym go zatrzymałam. Powrócił na krzesło.
- To co się dzieje?- dalej dopytywał.
- Jak masz na nazwisko?- tym pytaniem chyba zbiłam go z tropu.
-McKagan. Jestem Michael Rose McKagan, ale mów mi Duff. Micheal jest pedalskie.- oznajmił, lekko unosząc kąciki ust.
Wszystko jasne. Tylko dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej. Przecież do cholery to jest mój  Duff. Ten, za którym szaleję od kilku lat. Ale co on robi u mnie w szpitalu? Ach, przyszedł przeprosić. Jezu, basista, mający już taką, a nie inną reputację wśród społeczeństwa przyszedł mnie przeprosić. Aaa... Duff McKagan jest u mnie. Gińcie dziwki! I cała reszta tych groupies! Oprzytomniałam i spojrzałam na Duff’a. Teraz już wiedziałam kim jest, ale postanowiłam nie ujawniać mu się. Jeszcze go spłoszę.
-Hm... Ja jestem Karolina Maj- wypowiedziałam swoje imię w moim ojczystym języku. Mina na twarzy chłopaka wyrażała jesdno- „WTF?!”.
-Skąd jesteś? Chyba nie z Ameryki.- zapytał.
-Nie. Przyjechałam tutaj z Polski na studia. Tutaj wyprzedzę Twoje pytanie. Studiuję medycynę razem z Natalie, właściwie Natalią- odparłam.
Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas. Dowiedziałam się, skąd jest i jakie ma upodobania. Na pytanie czym się zajmuje, odparł, że jest basistą  w zespole Guns N’ Roses. Od razu się uśmiechnęłam.
-Z czego się tak cieszysz?- zapytał nieco zdziwionym moim zachowaniem.
-Wiem. Już teraz wiem kim jesteś. Lubię słuchać waszych piosenek- odparłam z bananem na ryju.
-W taki razie, zapraszam na koncert- powiedział i wręczył mi dwa bilety i dwie przepustki za kulisy. W tym momencie już nawet nie interesował mnie ból. Wstałam i rzuciłam się na blondasa. Poskutkowało to upadkiem na podłogę. Wszystko mnie bolało, ale nie to było wtedy ważne. Nagle do sali weszła Natalie zastając nas w dwuznacznej sytuacji...

4 komentarze:

  1. Świetne. ^^
    Wcześniej nie znałam twojego opowiadania, więc wszystko musiałam czytać dzisiaj. (xD)
    Czekam na więcej. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. :)
      Obiecuję, że już niedługo będzie nowy. Pracuję nad nim.

      Usuń
  2. Jesteś nominowana do Liebster Blog Award. ---> http://shelovedhimyesterday.blogspot.com/2013/09/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  3. "Duff McKagan jest u mnie. Gińcie dziwki! I cała reszta tych groupies!" JEBŁAM!!! Chociaż moja reakcja pewnie była by o wiele gorsza ;) Kocham Twoje opowiadanie i błagam pisz szybko bo ja nie wytzmam normalnie.

    OdpowiedzUsuń