czwartek, 1 listopada 2012

Prolog


Caroline

-Tak tatuś, obiecuję, że będziemy dzwonić codziennie. Cześć- krzyknęłam na odchodne i razem z Natalie udałyśmy się na odprawę.

Po kilkunastu minutach siedziałyśmy już w samolocie. Jeszcze stewardessa wygłosiła swój monolog na temat bezpieczeństwa na pokładzie i zapinania pasów. W końcu wystartowaliśmy.

-Caroline, wyobrażasz to sobie? Lecimy do Los Angeles. Nie mogę w to uwierzyć. Miasto pełne klubów, sklepów muzycznych, pełne muzyki i zajebistych zespołów!- wymieniała z uśmiechem na twarzy.

- Taa, ale wiesz chyba, że jedziemy tam się uczyć, studiować a w przyszłości znaleźć pracę?- w tym momencie zgasiłam jej zapał i radość. Cóż zrobiłam to umyślnie. Jej mina była bezcenna. Mieszanina grymasu i bólu. Tak, Nat to wieczna imprezowiczka. Wszędzie jej pełno, ale właśnie za to ją kocham. Po chwili rozmyślania usłyszałam jeszcze:

-Ty to potrafisz zepsuć zabawę- powiedziała to z takim smutkiem w głosie, że po prostu roześmiałam się na cały samolot. Oczywiście obudziłam kilka osób, ale miałam to w dupie. W końcu leciałam do Miasta Aniołów. Właśnie dziś spełnia się moje marzenie i nikt nie zepsuje mi humoru.

-Nie obrażaj się. Przecież żartowałam.- oznajmiłam, ale moja towarzyszka nie usłyszała. Zasnęła ze słuchawkami w uszach. Po chwili zrobiłam to samo. Byłam zmęczona, a czekał mnie długi dzień.


                                                                         ***

Dziś pojawi się jeszcze rozdział. Zapraszam do czytania.
Aha, jak wiecie jest rok szkolny, więc posty będą dodawane co tydzień lub co dwa. W czasie, gdy będę miała więcej wolnego (ferie, święta, wakacje) będę dodawała je częściej. :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz